POWRÓT DO FOLDERU GŁÓWNEGO - KAZANIE NA GÓRZE
Wbrew pozorom, istotą tego fragmentu nie są codzienne troski, lecz niewiara, która jest przyczyną wszystkich trosk. Wiara ma wiele oblicz. To co jedni nazywają wiarą, dla innnych jest niewiarą. Można wierzyć jak szatan, który też wierzy w Boga, ale odrzuca Boże Słowo, bo chce realizować własny plan. Od takich wierzących Jezus trzyma się z daleka (J 6:15) i mówi do nich: „Waszym ojcem jest diabeł, dlatego chcecie postępować według jego pożądliwości” (J 8:31 i 44) - czyli: „waszym ojcem jest diabeł, bo tak samo jak on, kierujecie się pożądliwością oczu, pożądliwością ciała i checie być dumni z własnych osiągnięć”. Można też wierzyć jak apostołowie - w każde Boże Słowo, w każdą Bożą obietnicę, w każde Boże uwarunkowanie i w każde Boże ostrzeżenie. Taka wiara podoba się Bogu, bo jest jednoznaczna, potwierdzona uczynkami i wydaje dobre owoce. Więc sam widzisz, że można być też religijnym chrześcijaninem, który uczestniczy w życiu zboru, lecz nie wierzy, że Bóg ma plan dla jego życia i że potrafi go we wszystko zaopatrzyć. Właśnie do takich ludzi Jezus adresuje te słowa.
Wyrazem zaufania Bogu jest wiara w Boże obietnice, w Boże uwarunkowania i ostrzeżenia, oraz w każde słowo, które wychodzi z ust Bożych. Taka wiara skutkuje wewnętrznym pokojem z Bogiem. Natomiast symptomem niewiary jest lęk - czyli wszelkiego rodzaju obawy - dlatego ludzkie serce nie może być w danej sprawie jednocześnie napełnione Bożym pokojem i lękiem. Gdy w życiu człowieka pojawia się wiara, to z czasem przestaje on myśleć tylko o sobie i zaczyna troszczyć się o Boże sprawy i innych ludzi, bo wie, że Bóg zaspokoi jego każdą potrzebę (Flp 4:19) - ponieważ dał mu obietnicę, która mówi: „szukaj najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie ci dodane”.
Aby Bóg zaczął się troszczyć o nasze potrzeby, musimy spełnić jeden warunek. Boże zasady są proste - trzeba codziennie brać swój krzyż i zapierać się samego siebie. Jeśli zgodnie ze Słowem Bożym w pierwszej kolejności nie szukasz Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości - nie bierzesz codziennie swojego krzyża i nie zapierasz się samego siebie, aby żyć świętym życiem, tylko wierzysz w siebie i realizujesz własne ambicje lub marzenia, to Bóg nie będzie się o Ciebie troszczył, bo troszczysz się o siebie sam. Wtedy będziesz miał tylko tyle, ile sam wyprodukujesz i ile zarobisz. Nie będziesz się umiał nawet tym dzielić, bo będziesz to uważał za swoją własność, a nie za Boży dar. Dotyczy to w takim samym stopniu rzeczy materialnych, jak i spraw duchowych. Nie będziesz wtedy osobą duchową tylko religijnym człowiekiem, który kieruje się myśleniem i retoryką tego świata.
Bóg mówi, że niewierzących ludzi cechuje troska o byt i zabieganie o dobra tego świata (Mt 6:32). Niewiary prawie nikt nie traktuje jak grzechu, pomimo, że przed niewiarą dwukrotnie ostrzega List do Hebrajczyków 3:12 i 11:6. „Uważajcie bracia, żeby nie było w kimś z was złego, niewierzącego serca, bo bez wiary nie można podobać się Bogu. Kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają”. Więc jeśli ktoś mówi, że jest chrześcijaninem, a ma złe niewierzące serce, służy mamonie i zabiega o dobra tego świata, to jego życie nie podoba się Bogu. Taki człowiek znieważa Boga, ponieważ swoim postępowaniem mówi: „Wiem, że Bóg powiedział, że zatroszczy się o moje potrzeby, ale ja nie mam pewności, że On mówi prawdę lub że da mi to, czego bym oczekiwał, dlatego w razie czego wolę sam się zatroszczyć o swoje potrzeby”. Jezus mówi o takich ludziach: „Niech nie mniema, że coś od Pana otrzyma” (Jk 1:7).
Niewiara jest grzechem, który należy traktować tak samo, jak każdy inny grzech, a może nawet poważniej. Jezus siedem razy karcił swoich uczniów za niewiarę, co dowodzi, że wiara jest bardzo istotna, ale nie jest rzeczą wszystkich. Wielu praktykujących lecz niewierzących "chrześcijan" uważa, że brak wiary to tylko rodzaj słabości. Takie osoby przez wiele lat potrafią chodzić na nabożeństwa i udawać świętych, głosić kazania, ewangelizować i mają nawet znaczące służby. Jednak na co dzień kierują się świeckim myśleniem, co z kolei zadusza w nich duchowe prawdy Bożego Słowa (Mk 4:19) i nigdy nie osiągają duchowej przemiany (Rz 12:1-2). Są ślepe duchowo i nie wydają owoców, gdyż ich wszystkie cielesne plany są wrogie zamysłowi Ducha (Rz 8:7). Z tego powodu nie rozumieją też, że Słowo Boże jest jak rentgenem prześwietlającym ich życie i mówi o nich: „Złe drzewo nie może wydawać dobrych owoców”. Ale to złe niewierzące serce jest przyczyną cielesnego myślenia i nieustannych upadków.
Biblia mówi: „Każdy, kto się z Boga narodził, ten dzięki swojej wierze zwycięża świat” (1J 5:4). Dzisiaj jest wielu wierzących, którzy boją się diabła i wymyślają różne techniki walki z szatanem, gdyż nie wierzą, że diabeł nie może tknąć tych, którzy narodzili się na nowo i nie trwają w grzechu, (1J 5:18, Hbr 2:14). Gdyby wierzyli Bożemu Słowu, to nie obawialiby się diabła, bo wiedzieliby, że Jezus pokonał go na Golgocie.
Bóg powiedział wiele rzeczy. Jedne są łatwe do przyjęcia, a inne mogą być trudne do przyjęcia, ale jedne i drugie powiedział Bóg. Na przykład, Jezus nakazał swoim uczniom, aby szli i czynili uczniami wszystkie narody, zanurzając w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego (Mt 28:19). W to wierzą prawie wszyscy. Ale w Ewangeli Łukasza Jezus dodaje trzy warunki, które trzeba spełnić, aby stać się uczniem.
W pierwsze dwa warunki uczniostwa wierzy dzisiaj bardzo niewielu ludzi, a w trzeci wierzą tylko nieliczni, którzy znaleźli wąską drogę i zostawili dla Jezusa wszystko. Dlatego „szybciej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do Królestwa Bożego” (Mt 19:24).
Zapewne wierzysz, że Bóg zna każdy szczegół Twojego życia i policzył każdy włos na Twojej głowie. Zapewne wierzysz też, że Bóg Cię nie porzuci, ani nie opuści (Hbr 13:5-6). Ale czy wierzysz, że jeśli nie zaprzesz się swojego ojca, matki, żony, dzieci, braci i sióstr, to nie możesz być Jego uczniem? (Łk 14:26). Czy wierzysz, że dla własnego dobra musisz się zaprzeć własnej rodziny i zrezygnować z materialistycznego stylu życia (Rz 8:28)?
Jeśli człowiek wierzy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy są Mu posłuszni, to nie będzie realizował własnych planów, gdy ma jakąś potrzebę, tylko szukał Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości. Bo gdy człowiek zaczyna wierzyć we wszystko, co mówi Bóg, to całkowicie zmienia się jego nastawienie do Boga, do życia i do innych ludzi. Przestaje wtedy zabiegać o pieniędze, zazdrościć, walczyć i nienawidzić innych za domniemane zło, które mu wyrządzili, bo rozumie, że to wszystko działa na jego korzyść. Jeśli tak zaczniesz wierzyć, to pokonasz wiele grzechów i pozbędziesz się wielu problemów.
Niech więc Twoje życie będzie wolne od niewiary i chciwości. Poprzestawaj na tym, co posiadasz, bo Bóg powiedział: „Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę”. Jezus obiecał, że jeśli na pierwszym miejscu będziesz stawiać troskę o Boże sprawy, wtedy Bóg zaspokoi wszystkie duchowe oraz życiowe potrzeby Twojej rodziny, których nie należy mylić z pożądliwościami ciała.
Bóg kazał rozsądzać, czyli rozgraniczać prawdę od fałszu, poprzez weryfikowanie Słowem Bożym słów wypowiadanych przez kaznodziejów oraz innych ludzi. Jednak Jezus zabronił sądzić innych na podstawie tego, kim byli i co robili przed nawróceniem, czyli wydawać na ludzi wyroków. Bo jeśli człowiek się opamiętał i narodził na nowo z wody i z Ducha, to wszelkie zło, którego się dopuścił zostało mu przebaczone (2Kor 5:16-17). Od tego momentu sąd należy wyłącznie do Ojca.
Jezus ostrzegł, że jaką miarą będziemy mierzyć, taką zostaniemy zmierzeni. Więc jeśli jesteś dla innych łaskawy, to Bóg też będzie dla Ciebie łaskawy, a jeśli sądzisz miarą prawa - bez miłosierdzia - to też zostaniesz osądzony bez miłosierdzia. A wiadomo, że w świetle prawa nikt nie będzie zbawiony, bo prawo daje wyłącznie poznanie grzechu, a grzeszy każdy człowiek. To jest bardzo ważne ostrzeżenie, które może Cię uchronić przed poważnymi problemami.
Więc czym jest sąd? Sądem na pewno nie jest stwierdzanie oczywistych faktów, ani wskazywanie przestępców. Jeżeli ktoś postępuje bezbożnie i mimo napomnień nadal głosi herezje, kradnie, cudzołoży duchowo lub cieleśnie, to nie ma żadnej wymówki i jest fałszywym nauczycielem, złodziejem, odstępcą i cudzołożnikiem. Apostoł Paweł mówi: „Chociaż go nie znam i mnie tam nie ma, to już go osądziłem, jak bym tam był” (1Kor 5:3). Tak samo należy oceniać wypowiedzi i kazania osób publicznych, ponieważ takie osoby podlegają publicznej ocenie, gdyż „to, co jest w sercu człowieka, jest też w jego ustach i nie można dobrze mówić, będąc złymi” (Mt 12:33-36).
Jednak osądzanie wypowiedzi lub grzechu danego człowieka, nie jest sądzeniem jego osoby. Gdy Jezus mówił, żeby nie sądzić, to nie miał na myśli badania pism i osądzania słów kaznodziejów - czy tak się rzeczy mają - tylko osądzanie życia człowieka. Dlatego powiedział: „Nie bierz się za sądzenie, bo jakim sądem sądzisz, takim będziesz sądzony”. Jeśli sądzisz sprawiedliwie (co jest mało prawdopodobne), to też będziesz sprawiedliwie osądzony, a jeśli sądzisz powierzchownie (co jest bardzo prawdopodobne), to też zostaniesz powierzchownie osądzony. Gdy wnikasz w każdy szczegół, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i rozmawiając ze świadkami, to masz coraz pełniejszy obraz sytuacji i twoja ocena jest coraz sprawiedliwsza. A jeśli nie wnikasz w szczegóły i nie bierzesz pod uwagę wszystkich okoliczności, ignorując niewygodnych świadków - tylko sądzisz po tym co ci się wydaje i co słyszysz od znajomych - to twój sąd jest powierzchowny, a Ty stajesz się niesprawiedliwym sędzią, który pod pozorem prawa wyrządza ludziom krzywdę (Ps 94:20).
Oto typowy przykład niesprawiedliwego sądu.
Są kaznodzieje, którzy nazywają cudzołożnicami i wykluczają ze swoich zborów wszystkie siostry, które poślubiły rozwodników lub którym w starym życiu rozpadły się rodziny, w wyniku czego wyszły ponownie za mąż. Zabraniają takim siostrom przystępować do Wieczerzy Pańskiej lub nakazują, aby brały rozwody z aktualnymi mężami i wracały do swoich pierwszych partnerów (bez wnikania w szczegóły, kim oni dzisiaj są i jak żyją), lub skazują je na dozgonną samotność, nie biorąc pod uwagę żadnych okoliczności.
W oczach tych kaznodziejów, brat który przed nawróceniem zniszczył swoje pierwsze małżeństwo prowadząc skrajnie rozwiązły tryb życia nie jest cudzołożnikiem, ale cudzołożnicą jest siostra, która poślubiła rozwodnika, pomimo tego, że zawsze była porządną kobietą, a teraz jest przykładną chrześcijanką. Oni w taki sam sposób traktują: (1) Rozwódkę, która ponownie wyszła za mąż, bo opuścił ją mąż. (2) Kobietę, która prowadzi rozwiązły styl życia i dla pieniędzy zmienia mężów jak rękawiczki. (3) Siostrę, która przed nawróceniem uciekła od męża psychopaty i z konieczności (ze względu na dzieci) ponownie wyszła za mąż. (4) Chrześcijankę, która powtórnie wyszła za mąż.
Czy sprawiedliwe jest przykładanie tej samej miary do tych czterech przypadków? Oczywiście, że nie, bo każdy z nich jest zupełnie inny!!! Skąd można mieć pewność, że rozwódka opuściła męża? Może to on ją porzucił dla innej kobiety, albo musiała uciekać z domu, aby ratować swoje życie lub życie własnych dzieci. Dlaczego tą samą miarą mierzą obsesyjną cudzołożnicę i pobożną siostrę, którą opuścił niewierzący mąż, oraz wojowniczą feministkę z którą żaden normalny mężczyzna nie mógł wytrzymać. Droga siostro, jeśli w takiej sytuacji nikt nie wnika w okoliczności i szczegóły Twojego ówczesnego życia, wtedy jest to niesprawiedliwy sąd, pozbawiony miłosierdzia i Bóg nie ma z tym nic wspólnego.
Ukamienować bez wnikania w szczegóły!!! W taki sposób sądzą ludzi faryzeusze. Gdy faryzeusze przyprowadzili do Jezusa kobietę, którą chcieli ukamienować, to też nie wnikali w szczegóły, tylko mówili: „Mojżesz kazał nam takie kamienować, a ty co mówisz?”. Różnica pomiędzy tamtymi faryzeuszami a współczesnymi jest taka, że pomimo, iż tamci faryzeusze nie wiedzieli czym jest miłosierdzie i Boża łaska, to jednak ruszyły ich sumienia, gdy Jezus powiedział: „Kto z was jest bez grzechu, niech rzuci pierwszy kamień” (J 8:7). Natomiast współczesnych faryzeuszy nic nie rusza, pomimo, że znają tę historię i cały Nowy Testament. To dowodzi, że prawdopodobnie uważają się za bezgrzesznych i na pewno nie rozumieją Ducha Nowego Testamentu.
Czy sprawiedliwe jest wywlekanie ludziom domniemanych grzechów ze starego życia, które Jezus im już dawno przebaczył i obiecał, że nigdy ich nie wspomni (Hbr 8:12)? Tym bardziej bez wnikania w szczegóły. Tacy ludzie sobie głoszą łaskę, a innym sąd, dlatego Jezus mówi:
Mało tego. Jeśli mówisz takiej kobiecie, że musi wziąć rozwód ze swoim aktualnym mężem i wrócić do pierwszego męża, aby mogła być zbawiona, to jesteś przeklęty, bo stajesz się fałszywym nauczycielem, głoszącym jej inną ewangelię i innego Jezusa, gdyż Chrystus nigdy tak nie uczył. Przykładem jest samarytanka spotkana przy studni, która miała pięciu mężów, a ten z którym była nie był jej mężem. Czy Jezus kazał jej opuścić tego z którym była, wziąć rozwód z piątym mężem i wrócić do pierwszego męża? Nie! Bo Jezus wiedział, że to było niewykonalne i absurdalne.
Znam przypadek, kiedy takiej nauce uległa pewna siostra, która w świecie przeszła piekło ze swoim mężem sadystą i ze względu na dzieci poślubiła innego mężczyznę. Jednak po nawróceniu, pod presją pastora zboru w którym się znalazła, opuściła drugiego męża i wróciła do męża sadysty. Finał był taki, że została znienawidzona przez własne dzieci, umarła duchowo i wróciła do świata. Dzisiaj nie ma ani rodziny, ani Chrystusa. Jak myślisz, czy przez tego pastora przemawiał wtedy Bóg, czy duch antychrysta? Bo Jezus mówi, że dobre drzewo nie wydaje złych owoców (Mt 7:18). Dlatego Jezus ostrzegł wszystkich: „Kto zgorszy (doprowadzi do duchowego upadku) jednego z tych maluczkich, którzy we mnie uwierzyli, temu lepiej będzie, jeśli zawieszą na jego szyi kamień młyński i wrzucą go do morza” (Mk 9:42). Dlaczego? Dlatego, że Bóg wybrał te odrzucone i pokrzywdzone kobiety do zbawienia i dał im nowych, Bożych mężów, a oni im mówią, że jeśli ich nie opuszczą, to pójdą do piekła. Czy tak nauczał Jezus? Czy tak nauczali apostołowie?
W przeciwieństwie do tych kaznodziejów, Paweł nawet po nawróceniu czuł się największym z grzeszników, dlatego nikomu nie wywlekał grzechów sprzed nawrócenia, a szczególnie tych, które zostały popełnione w afekcie, niewierze i nieświadomości. Paweł w przeszłości też rozbijał chrześci-jańskie rodziny i nikt nie kazał mu tego naprawiać, dlatego tak jak Jezus, zawsze okazywał łaskę i miłosierdzie wszystkim skruszonym grzesznikom, pisząc:
Dlatego droga siostro i drogi bracie, nigdy nie wywlekaj ludziom grzechów sprzed nawrócenia i nie osądzaj nikogo powierzchownie, lecz sprawiedliwie - pytając Pana - bo tylko On zna całą prawdę. Jako osoba odrodzona nie daj sobie też wmówić, że musisz naprawić wszystkie grzechy popełnione w starym życiu, bo one zostały Ci odpuszczone podczas chrztu (Dz 2:38). Zadośćuczynić i uregulować trzeba tylko, co nakazuje Ci sumienie, czego wymaga świeckie prawo i co wskaże Ci Bóg. A do faryzejskich kaznodziejów, którzy uważają się za świętszych od reszty świata Bóg mówi:
Więcej na temat rozwodów i powtórnych małżeństw w linku poniżej:
"Co Bóg połączył ... czyli o rozwodach i powtórnych małżeństwach"
KLIKAJĄC NA TEN NAPIS USTAWISZ TEKSTY WG KOLEJNOŚCI | AUTOR |
---|