To o czym chcę powiedzieć, nie należy do przyjemnych wspomnień i nie lubię mówić o wielu z tych rzeczy. Muszę to jednak powiedzieć, bo widzę, że to nieszczęście zawisło nad młodymi ludźmi.
Od 10 lat byłem już osobą wierzącą i pełniłem funkcję przełożonego misji chrześcijańskiej na Uralu, ale równolegle w moim życiu działy się też inne, straszne rzeczy. Już przed moim nawróceniem poznawałem technologie komputerowe i z biegiem czasu ukończyłem wyższą uczelnię w zawodzie inżynier-informatyk. Grzechem, który był w moim sercu, były gry komputerowe, któremu rok za rokiem poświęcałem coraz więcej czasu. Zaczynałem od niewinnych gier i mówiłem sobie, że to nic strasznego, bo to tylko gry. Ale gry stawały się coraz mniej niewinne. Analizując dzisiejsze gry i technologie przemysłu komputerowego doszedłem do wniosku, że większość gier komputerowych wciąga gracza wprost w świat okultyzmu, prowadząc go nawet do oddania duszy szatanowi, a wszystkie pozostałe są pełne przemocy, krwi i mordowania. Doszedłem do wniosku, że diabeł bardzo silnie wykorzystuje dzisiaj ten element naszej epoki, aby pogrążyć miliony młodych ludzi.
Ja grałem w pewną grę, w której byłem małym czarodziejem i musiałem przechodzić różne jej etapy za pomocą magii i czarów. W tym czasie byłem już 10 lat wierzący i wiedziałem, że to jest niebezpieczne, lecz cały czas sobie wmawiałem, że to jest tylko gra, a nie rzeczywistość. Dzisiaj okultyzm wciąga wciąż nowe dusze z coraz większą i większą siłą, a książki o Harry Potterze, Joanne Rowling i oparte na nich filmy pobiły wszelkie rekordy popularności. I oglądanie ich lub czytanie jest tym samym, co chodzenie po ostrzu żyletki lub po skraju przepaści. Te fantazje nie są od Boga, wciągają młodych ludzi w świat realnego okultyzmu.
Ja w mojej grze przechodziłem coraz dalej i wirtualny świat wciągał mnie coraz bardziej. Byłem już tak uzależniony, że traciłem kontrolę nad sobą. Chciałem już widzieć tylko baśniowe światy, które nakreślał mi wirtualny świat, a gdy obok siebie widziałem wielu ludzi, którzy wchodząc w wirtualny świat tracili chęć do życia w realu, bo rzeczywistość stawała się dla nich coraz bardziej szara i nieatrakcyjna. Tracili ochotę do życia i stawali się apatyczni, a ożywali tylko wtedy, gdy siadali do komputera. Widziałem ludzi, którzy spędzali przed ekranami swoich komputerów całe doby i muszę wam powiedzieć, że to jest bardzo niebezpieczne. Wirtualny świat jest tak samo niebezpieczny jak narkotyki, bo działając na podświadomość młodego człowieka, zmienia jego sposób myślenia.
Na pewnym etapie mojej ''niewinnej'' gry spotkałem się z ciemną postacią, czyli z diabłem, który mówił: „jeśli chcesz iść dalej, to musisz sprzedać mi swoją duszę”. Długi czas się wahałem, czy mam się na to zgodzić, aż pewnego razu sprzedałem mu swoją duszę naciśnięciem jednego klawisza. Tłumaczyłem to sobie, że to jest tylko gra i w realnym świecie nic strasznego mi się nie stanie, bo od 10 lat jestem wierzący, pełnię służbę w misji chrześcijańskiej i jestem jednym ze starszych w moim zborze. Ale w tym samym momencie poczułem, że w moim sercu znowu pojawiła się ta sama pustka, która była tam 10 lat temu. Bóg mnie wtedy opuścił, a Duch Święty zgasł we mnie.
Około tygodnia po tym wydarzeniu, gdy skończyły się pieśni na nabożeństwie, usiadłem na krześle i patrząc na kaznodzieję myślałem: „Tu jest tak nudno, a ja mam w domu interesujące gry. Gdy tam wrócę to będzie znacznie ciekawiej!”. I pamiętam te myśli do teraz. Byłem uśpiony i porażony grzechem. Jeśli w twoim życiu kazania zaczynają cię nudzić, to świadczy to o tym, że utraciłeś bojaźń Bożą. Ja też ją wtedy utraciłem, dlatego robiłem wiele złych rzeczy i nie bałem się już kary ani Bożej odpłaty. Dzisiaj wiem, że w ten sposób diabeł bawi się dzisiaj wieloma duszami, po mistrzowsku nimi manipulując.
Przypomnę wam jedno wydarzenie, o którym być może słyszeliście. To wydarzyło się niedawno, bo w minionym roku. Grupa podrostków grała w grę komputerową, a gdy doszli do ostatniego etapu, aby zakończyć grę, mieli popełnić samobójstwo. I kiedy odeszli od monitorów, nie byli w stanie rozróżnić świata wirtualnego od rzeczywistego. Najgorsze co może być, to nieodwracalne zmiany i katastrofalne procesy zachodzące w podświadomości takiego człowieka. Nałogowemu graczowi coraz trudniej jest dostrzec granice pomiędzy grą, a światem realnym, bo człowiekowi zaczyna się wydawać, że rzeczywistość, to też jest gra, którą kontroluje grający. A to jest tyko po części prawdą. We wspomnianym wydarzeniu, cała ta grupa rzuciła się z wielkiego budynku, kończąc swoje życie samobójstwem. A wszystko zaczęło się od prostej gry. Dzisiaj jestem przekonany, że na świecie istnieje jakaś organizacja, która celowo tworzy te uzależniające gry, aby za ich pomcą nakłaniać do oddania duszy szatanowi.
Gdy wracałem tamtego dnia z nabożeństwa, to wszedłem do sklepu i kupiłem sobie ostatnią grę w moim życiu, nazywała się: „The Fallen” (Upadli). Wszystko zaczynało się w niej bardzo niewinnie, ale potem zrozumiałem jej. Jej scenariusz jest taki, że w przeszłości, istniała we wszechświecie wyższa rasa duchowych istot, które w pewnym momencie zstąpiły na ziemię, a teraz są uwięzione w mroku. I celem gracza jest uwolnienie tych istot, a główne przesłanie tej gry brzmi: Czy te istoty naprawdę są złe?
W tej grze doszedłem do momentu, w którym słyszałem Boży głos, że powinienem się zatrzymać i z tym skończyć, ale ta demoniczna maszyna była tak bardzo rozkręcona, że nie byłemw stanie już nic zrobić, bo mój umysł był zniewolony. W pewnym momencie tej gry, jeden z bohaterów zaczął wymawiać jakieś zaklęcie w nieznanym języku. Było już po północy, a ja siedziałem sam przed monitorem i gdy on zaczął wypowiadać to zaklęcie, to poczułem zimno, ogarnęło mnie przerażenie, a moje ciało zaczęło się trząść. Wiedziałem, że mogę się jeszcze zatrzymać, ale tak bardzo chciałem zobaczyć, co będzie dalej, że wpadłem w to sidło. Kiedy on jeszcze wypowiadał to zaklęcie, wtedy otwarły się wrota otchłani z których zaczęły wychodzić demony. Nie wychodziły tak po prostu, ale wchodziły w każdą postać w tej grze, a jeden wszedł także w moją wirtualną postać. W tym momencie dotarło do mnie, że ta gra przestała być grą, bo w moim wnętrzu wszystko zlodowaciało, a moje ciało było jakby sparaliżowane. I wtedy z ogromnym wysiłkiem zmusiłem się do wyłączenia komputera.
Po tym zdarzeniu nie mogłem jeść ani spać przez kilka tygodni i zgasły we mnie wszystkie naturalne instynkty. Gdy próbowałem zasnąć z wyczerpania, to miałem takie koszmary, że budziłem się zlany zimnym potem i krzyczałem. Nie było już Bożej obecności w moim życiu. Żyjąc na ziemi, czułem się jakbym był w piekle. Najstraszniejsze było to, że cały czas odczuwałem całkowitą pustkę. Wokół mnie nic się nie zmieniło i nikt niczego nie zauważył. Nie pozbawiono mnie stanowiska w zborze, ani nie opuścili mni przyjeaciele, bo te zmiany zaszły w moim wnętrzu, ponieważ odszedłem od Boga. Czułem, że Bóg zabrał swoją dłoń i zacząłem słyszeć setki, tysiące głosów, które krzyczały: „Teraz jesteś nasz i pójdziesz z do piekła!!!”. Gdy straciłem Bożą ochronę, wtedy zrozumiałem, że ja się tylko bawiłem w kościół i we wiarę. Najstraszniejsze w ciągu tych dwóch tygodni było to, że krzyczałem i szlochałem do Nieba, ale Niebo było zamknięte. Żadnej odpowiedzi, głucha ściana. Szukając duchowego uzdrowienia pościłem więcej, niż przez ostatnie 10 lat mojego życia i nic się nie zmieniało. Bóg mi nie odpowiadał.
Po trzech tygodniach byłem już na granicy śmierci, całkowicie wyczerpany fizycznie, mój układ nerwowy był całkowicie zniszczony i bolało mnie serce, gdyż nie wytrzymywało ciągłego obciążenia stresem. Jeździłem do wszystkich mężów Bożych w naszym regionie i oni modlili się o mnie, ale to nie dawało żadnego rezultatu. Jeśli chcesz przekraczać granice, które ja wtedy przekraczałem, to nie oszukuj się, że w chwili zagrożenia pomodli się o ciebie mąż Boży i wróci Boże błogosławieństwo. Jeśli twoje życie nie toczy się zgodnie z Bożym porządkiem, to nikt ci nie wróci błogosławieństwa.
To były trzy najstraszniejsze tygodnie mojego życia. Chciałem wtedy pokutować, ale nie mogłem, tylko płakałem. To były łzy bólu i duchowej udręki. Moja dusza była do tego stopnia udręczona, że czasami traciłem rozum i przytomność. Kilka razy wezwałem nawet pogotowie ratunkowe, aby mnie zawieźli do szpitala psychiatrycznego. W tych dniach zrozumiałem, że pokuta nie jest tylko naszym postanowieniem, ale również Bożą łaską i Bożym darem. Ja chciałem wtedy pokutować, ale nie mogłem, bo brakowało mi Bożej łaski. Chcę wam powiedzieć, że to jest wielkie zwiedzenie, gdy chrześcijanin w ukryciu wpuszcza do swojego życia grzeszne rzeczy i grzeszne myśli w przekonaniu, że gdy będzie miał dosyć tych grzechów, to na nabożeństwie je odpokutuje.
W mojej udręce, pewnego razu powiedziałem podczas modlitwy: „Boże, nie potrafię już wierzyć nawet w to, że Ty mnie słyszysz, pomóż mojemu niedowiarstwu. Jeśli jeszcze mnie miłujesz, to okaż mi chociaż trochę Twojego miłosierdzia i łaski”. I w tym momencie poczułem, że do mojej duszy wszedł promyk światła, a ja zacząłem płakać i wiele godzin szlochałem. To były łzy pokuty. Tak było przez kilka dni. Przez pierwsze dwa dni, od samego rana miałem ogromne pragnienie szukania Boga i pokutowaania przed Jego obliczem. Szlochając zrozumiałem, że Bóg zna moje grzechy i że zabrał ten ciężar z mojej duszy. W tym momencie byłem gotowy uczynić wszystko dla Boga.
Chociaż czułem, że Bóg okazał mi łaskę pokuty, to demony ze wzmożoną siłą zaczęły krzyczeć: "Nie wierz w to!!! Tego Bóg nie wybacza!!! Sprzedałeś swoją duszę i jesteś nasz!!!''. Moja słaba i bezbronna wiara zaczynała się dopiero pojawiać jak malutki kiełek, a demony natychmiast próbowały ją zadusić. Rano pojechałem do domu modlitwy. Gdy wyszedłem do przodu, patrzyło na mnie około 600 dusz, gdy opowiadałem o wszystkim, co przeżyłem i szlochając nie wstydziłem się łez. Po mojej pokucie, dotkniętych zostało jeszcze wiele innych osób, a ja ponownie poczułem w sobie siły do życia. Powiedziałem wtedy Bogu: „Boże, zaczynam wierzyć, że Ty mi wybaczyłeś, ale moja wiara jest jeszcze bardzo słaba, gdyż dopuściłem do rozbicia mojej wiary. Jeśli jeszcze mnie miłujesz, to proszę Cię, potwierdź mi Swoją miłość”.
Gdy tej nocy położyłem się spać, we śnie znalazłem się w otchłani. Nie wiem, czy to było piekło, czy nie, ale to było głęboko pod ziemią. Niski sufit, gliniana podłoga i nie było tam światła. Panował tam całkowity mrok, ale można było widzieć. Widziałem jakby więzienne cele, a w nich wielu chrześcijan. Wystraszyłem się tego miejsca. Zobaczyłem tam też piekarza, który wypiekał biały chleb. Zrozumiałem, że ten chleb to prawda, czyli nienaruszalne Słowo Boże. I zrozumiałem, że jeśli człowiek je ten chleb, to prawda czyni go wolnym. „Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli”. I nagle zobaczyłem za plecami piekarza umiejętnie chowającą się postać, którą był diabeł. I kiedy tylko bochenek chleba opuszczał ręce piekarza, to on go dotykał i chleb czerstwiał.
Wtedy zdecydowałem się walczyć z diabłem. Chwyciłem chleb i położyłem się na glinianej ziemi, zakrywając go sobą, by diabeł nie mógł go dotknąć, ale on zaczął się ze mnie śmiać demonicznym śmiechem, mówiąc: „Myślisz, że ze mną wygrasz? A pamiętasz nasz pakt?”. Rozchylił swój płaszcz i wyciągnął naszą umowę. Wtedy zrozumiałem, że to, iż sprzedałem duszę diabłu, nie było tylko grą komputerową, ale całkowicie realnym wydarzeniem. Wtedy opuściły mnie wszystkie siły i cała moja wola, i zrozumiałem, że w żaden sposób nie jestem w stanie mu się przeciwstawić i może zrobić ze mną absolutnie wszystko. Zatrzymał się na wyrok, a ja czułem, że spadam coraz niżej i niżej i powiedział: „I tak, ty na wieki należysz do ...Boga!!??”. Zatrząsł się i pobladł. Wtedy popatrzyłem na diabła i zobaczyłem, że jest całkowicie zaskoczony i czyta to jeszcze raz, i jeszcze raz i jeszcze raz. Wtedy zrozumiałem, że Bóg może krwią swojego Syna zmienić mój i twój wyrok nawet w diabelskim cyrografie. Cieszyłem się wtedy, jak nigdy dotąd, a diabeł zgrzytając zębami zniknął.
Zrozumiałem, że moja dusza znowu należy do Boga. A najmilsze w tej całej historii jest to, że tego dnia zrozumiałem, czym jest Boża miłość i przeogromna Jego łaska. Nie mogłem przytoczyć, ani jednego argumentu na to, że jestem dobry, lecz Bóg mnie kocha i dlatego mi przebaczył. Niczego nie mogłem powiedzieć, ale w głębi duszy zrozumiałem, że Pan mi przebaczył. Za to nie można zapłacić żadnymi pieniędzmi - Bóg nas po prostu ułaskawia. Wtedy zrodziła się w moim sercu wielka wdzięczność która, mam nadzieję, nie pozwoli mi na beztroskie życie przez resztę moich dni.
Niech chwała będzie Jezusowi Chrystusowi! Amen.
Anatolij Jermohyn, Jekaterynburg.
wyświetl autora ⇒ | ||
wyświetl temat ⇒ |
wg DATY | KLIKAJĄC NA TEN NAPIS WYŚWIETLISZ TYTUŁY wg ALFABETU | wg AUTORA |
---|